poniedziałek, 30 maja 2011

Tort z musem truskawkowym

Tak się stało, że nadeszły moje urodziny.
Dlatego postanowiłam z tej okazji wypróbować pomysł na tort, który od dawna kręcił mi się po głowie.



Tort jest łatwy, ale wymaga cierpliwości (a u mnie z tym kiepsko). Ale po kolei.

Jak zawsze należy zacząć od blatów ciasta. Standardowo użyłam tych  ale równie dobrze, a nawet lepiej zrobić biszkoptowe (przepis tutaj).

Kluczowym składnikiem tortu jest mus truskawkowy, na który składają się:

  • truskawki (ok 1 kg)
  • żelatyna
  • cukier
Jak łatwo się domyślić procedura nie jest zbyt skomplikowana. Truskawki opłukałam, odszypułkowałam i potraktowałam blenderem. Powoli dodawałam cukier (po łyżce), aż uznałam, że jest odpowiednio słodkie. Całość przelałam do garnka i dodałam żelatynę rozpuszczoną w małej ilości gorącej wody. 

Ilość żelatyny jest tu kwestią kluczową jak się okazało. Ja trochę przesadziłam, ze strachu, że mus się nie zetnie i wypłynie:). Na 1 kg truskawek dodałam ok 5-6 łyżek żelatyny. Następnym razem dodam mniej bo mus był dość zwarty, a myślę że lepsza byłaby lżejsza konsystencja. 

Złożyłam z powrotem okrągłą formę w której piekły się blaty i kolejno układałam warstw. Ważne, aby mus miał trochę miejsca, aby wypełnić formę po bokach (tak, żeby całe ciasto było pokryte jakby polewą z musu). 

I tutaj trzeba wykazać się cierpliwością- ciasto musi zostać na noc w lodówce. 

Rano zdjęłam obręcz i pokryłam tort bitą śmietaną z białą czekoladą. (do ubitej bez cukru śmietany dodajemy rozpuszczoną, przestudzoną białą czekoladę). Całość ozdobiłam cukrową posypka i wstawiłam dio lodówki jeszcze na kilka godzin, żeby krem z białej czekolady stężał.





Muszę się tez pochwalić piękną, cukrową posypką w kształcie serduszek. Jest to prezent urodzinowy, serduszka przyjechały z zachodniego mocarstwa:) Jest powód do dumy...






czwartek, 26 maja 2011

Tort truskawkowo-czekoladowy

Specjalny tort na specjalną okazję.

Pierwsze podrygi sezonu truskawkowego i klasyczne połączenie z kremem z gorzkiej czekolady...



Tak wyglądał efekt końcowy, ale jak zawsze przy torcie rozpocząć należy od blatów ciasta. Przepis podałam tutaj.

Kremy były takie same jak do tortu w kształcie klapsa filmowego (tutaj) z tym, że kremu czekoladowego trzeba zrobić zdecydowanie więcej.


Przy ozdabianiu tortu postawiłam na prostotę. Przyznam szczerze, że wolę tego typu dekoracje niż te z lukru, zarówno w smaku jak i wizualnie. Truskawki i czekolada. Po prostu.




Przy tym torcie bardzo ważne jest, żeby krem czekoladowy dobrze stężał w lodówce. Wtedy daje się ładnie nałożyć i nie spływa. Truskawki maczałam w roztopionej czekoladzie i przyklejałam na tort.

Polecam, bo jest prosty i na prawdę dobry.

środa, 25 maja 2011

Tort angielski- klaps filmowy

Na specjalne zamówienie dla fanki kina. Tort w kształcie filmowego klapsa z kremem czekoladowym i bitą śmietaną z truskawkami.

Biszkopt- niezmiennie z tego przepisu. Tym razem jednak robiłam w formie prostokątnej, z 10 jajek, na 2 blachy.

Gotowe blaty nasączyłam:


  • 1,5 szklanki słabiutkiej herbaty
  • sok z cytryny, cukier i wódka (do smaku). Lałam na oko:) 
Nasączenie musi być samo w sobie smaczne, lekko kwaskowe i słodkie. Smak alkoholu powinien być LEKKO wyczuwalny, ale nie dominować. 

Blaty przełożyłam kremami:

1. KREM CZEKOLADOWY

  • ok. 1 szklanki śmietanki kremówki 36%, mocno ubitej
  • 300 gram gorzkiej czekolady
Do ubitej na sztywno śmietanki dodajemy powoli rozpuszczoną i przestudzoną czekoladę. Masa MUSI postać przynajmniej 2 godziny w lodówce. Potem smarujemy cienką warstwą blaty. 
Jeśli chcemy, żeby tego kremu było więcej składniki można podwoić, jednak jak chciałam, aby tort był przede wszystkim z bitą śmietaną i truskawkami, dlatego te warstwy kładłam dość cienko. 

2. KREM Z BITEJ ŚMIETANY

  • ok. 0,5 litra śmietanki kremówki
  • żelatyna spożywcza
  • truskawki
Śmietanę ubijamy na sztywno z cukrem pudrem. Kiedy jest już gotowa przygotowujemy żelatynę. Ok. 3-4  łyżek żelatyny rozpuszczamy w minimalnej ilości wody. Dobrze wystudzoną wlewamy do śmietany i szybko mieszamy. Dodajemy pokrojone truskawki i wkładamy na kilka godzin do lodówki. Kiedy masa zgęstnieje przekładamy nią blaty ciasta na zmianę z kremem czekoladowym. 


Całość powinna mieć kształt prostokąta. Gotowe, przełożone blaty wkładamy do lodówki na min. 2-3 godziny. Kiedy wszystko stężeje, przycinamy brzegi do równego prostokąta. 

Aby ozdobić tort, żeby wyglądał jak filmowy klaps musimy użyć lukru plastycznego. (przepis tutaj). 

Czarny lukier kupuję gotowy. Napis można modyfikować wg. własnych potrzeb:) 

 

Jeśli ktoś ma ochotę można także pokryć ciasto czarnym lukrem a białe litery wyciąć w białym za pomocą specjalnych wykrawaczek do liter, jednak ja nimi nie dysponuję. Poza tym uważam, że odręczne pismo lepiej pasuje:) 

Blaty do tortu

Zazwyczaj do tortów używam biszkoptu. Korzystam wtedy z przepisu Dorotus (podaję go tutaj). Jednak czasami dobrze sprawdza się bardziej solidna podstawa, której dodatkowym plusem jest to, że nie trzeba jej nasączać (ale można).



Na jeden tort o średnicy 21 cm. użyłam:


  • 7 jajek
  • 1,5 szklanki cukru
  • 2 szklanki mąki (przesianej przez sitko)
  • 1 kostka masła lub Kasi (jest to jedno z niewielu ciast, gdzie preferuję margarynę)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia (płaskie)

Jajka (w całości) ucieram z cukrem na puszystą masę. Dodaję stopniowo mąkę z proszkiem i przestudzony, roztopiony tłuszcz (też stopniowo). Można dodać esencję waniliową/cukier waniliowy (zastąpić nim część zwykłego cukru)/skórkę z cytryny czy po prostu zapach do ciasta. 

Piec ok 40 min (albo do suchego patyczka), bez termoobiegu w temp. 200-220 stopni. 

Po wyjęciu z piekarnika dobrze wystudzić, odciąć "grzybek" i pokroić na 4 blaty.



Jak widać na zdjęciu, wychodzą ładne i równe. 


Znowu zmiany:)

Trwają prace remontowe i przygotowanie do sezonu:) Zapraszam już niebawem

środa, 13 kwietnia 2011

Tęsknota za wiosną- szybkie ciasto z malinami:)

Wiosna się spóźnia...
A mi się zamarzył ogródek, trawka, kocyk i lekki deser.
W samym środku pochmurnego dnia.

Postanowiłam na szybko zrealizować mój plan i upiekłam lekkie ciasto z malinowym kremem z bitej śmietany.



Ciasto:


  • 2 jajka
  • pół szklanki cukru
  • niecałe pół kostki masła (roztopionego i przestudzonego)
  • niecała szklanka mąki
  • łyżeczka proszku do pieczenia
Jajka utrzeć z cukrem na puszystą masę. Dodać mąkę z proszkiem a na koniec dolać roztopione masło. 

Ciasto przelałam do formy do tarty (chciałam, żeby było płaskie) i piekłam ok 30-40 minut w 180 stopniach.

Krem:

  • bita śmietana
  • maliny (ja użyłam takich z domowej spiżarni, z soku)
  • żelatyna
Śmietanę ubić z cukrem pudrem, maliny wymieszać z żelatyną rozpuszczoną w małej ilości wody i dodać do śmietany. 

Krem nałożyć na wystudzone ciasto.

Proste, szybkie i smaczne:)



sobota, 2 kwietnia 2011

Tort angielski- pudełko czekoladek

Już od dawna myślałam o takim torcie.
Koncepcja była prosta jak o niej myślałam, wykonanie okazało się nieco trudniejsze.
Tort robiony był na zamówienie na wieczór panieński.
Finalnie powstał tort- pudełko, jednak o trochę nietypowym kształcie:)






 Tym razem zamiast biszkoptów piekłam blaty z ciasta miodowego. W tym miejscu muszę powiedzieć, że doskonale się nadają do tortów, gdyż świetnie się kroją i nie ma potrzeby ich nasączać.
Zrobiłam dwa ciasta w formach 22 cm.- do jednej wlałam tylko trochę cista, na pojedynczy blat (pokrywka) a do drugiej resztę ( dało się przekroić na 4 płaskie blaty i "kapelusz"  bo ciasto zawsze rośnie z górką na środku).

Ciasto
Przepis:


  • 120 gramów masła
  • 10 jajek (małych)
  • 12 łyżek miodu
  • szklanka mleka
  • 1,5 szklanki cukru
  • 700 gramów mąki
  • proszek do pieczenia- 2 łyżeczki
Do rondelka wrzucamy masło + miód + cukier. Czekamy aż wszystko się roztopi i połączy w gładką masę (mieszamy jeśli trzeba, gaz nie może być za duży)
W misce rozbijamy jajka i łączymy z mlekiem. Potem wlewamy przestudzoną, rozpuszczoną masę, a na koniec mąkę z proszkiem i dokładnie wyrabiamy.
Ja piekłam ok 50 min.  w temp. 180 stopni. Bez termoobiegu, bo ciasto mocno się przyrumienia na górze. 

Gotowe ciasto PO WYSTUDZENIU kroimy na blaty. Niestety, trzeba ściąć górkę, żeby blaty były płaskie. 

Zrobiłam dwa kremy:

Krem czekoladowo-kajmakowy i czekoladowy (podobny do tego jakim wypełniam pralinki). 

  • ok. 2 szklanek śmietany do ubijania (do tej pory używałam łowickiej, teraz znalazłam łaciatą 36 %- rewelacja)
  • 200 gramów rozpuszczonej czekolady 
  • 4 łyżki kajmaku 
Do mocno ubitej śmietany (pamiętajmy, że śmietana musi być schłodzona przed ubijaniem) dodajemy stopniowo rozpuszczoną, przestudzoną czekoladę. Potem część masy odkładamy do innej miski i mieszkamy z kajmakiem. 
Obie masy są bardzo słodkie, puszyste i delikatne. Można odstawić na ok 0,5 h do lodówki, żeby trochę stężały. 

Przekładamy blaty z ciasta kremami. 

I tutaj kończy się łatwiejsza część. Jeśli ktoś ma ochotę może na tym poprzestać, ciasto polać rozpuszczoną czekoladą lub posmarować kremem który został, albo samym kajmakiem. Też będzie pyszne:) 

Jeżeli jednak ma to być tort angielski trzeba zaopatrzyć się przede wszystkim w lukier plastyczny (przepis tutaj), a także krem maślany do izolacji:) 

Krem maślany pełni bardzo ważną funkcję- wyrównuje tort i izoluje krem którym przełożone jest ciasto od lukru. Przepis jest banalnie prosty:

  • kostka bardzo miękkiego masła
  • ok 3/4 szklanki cukru pudru
  • sok z cytryny
Wszystkie składniki ucieramy na puszystą masę i cienką warstwą rozprowadzamy na torcie. 

Teraz można już przystąpić do nakładania lukru plastycznego. Sam lukier można zrobić w dość łatwy sposób (tutaj przepis) lub (jeszcze prościej) zamówić w internecie gotowy. 
Różnica w cenie jest spora dlatego ja wypracowałam taką metodę- biały lukier robię sama, kolorowy zamawiam. 

Wytłumaczenie jest proste- aby uzyskać jednolity kolor dla dużej ilości lukru trzeba się mocno namęczyć. Poza tym robiąc małe elementy łatwiej ( i dużo szybciej i czyściej)jest korzystać z gotowego a nie za każdym razem mieszać. 

Biały lukier wałkujemy na wysypanym cukrem pudrem blacie. Na YouTube jest bardzo dużo filmików jak to robić i jak przenieść go potem na ciasto. 
Trzeba pamiętać, że nie powinien być wałkowany za cienko, bo będzie widać wszystkie nierówności na torcie. 

Przy tym torcie było więcej zachodu, gdyż zależało mi na wgłębieniu na czekoladki. 



Dlatego jedna warstwa tortu miała po prostu wyciętą w środku dziurę, tak, aby po nałożeniu lukru zmieściły się tam pralinki. 

Na biały lukier nałożyłam cieniutko rozwałkowany lukier brązowy.

Pokrywka to blat ciasta również owinięty lukrem plastycznym i pomalowany barwnikami spożywczymi. 



Niestety, jako, że robiłam pierwszy raz proporcje nie są idealne, ale już wiem jak to naprawić przy następnym torcie. 

Poza tym uważam, że idea ukrytych czekoladek jest interesująca. 

Takie torty moim zdaniem są dobre żeby trochę wykazać się twórczo i pobawić się jedzeniem (chociaż mama mówiła, że nie wolno:) ). 









piątek, 25 marca 2011

Tort angielski- żaglówki

Po długiej przerwie czas na coś specjalnego.

Tort urodzinowy w klimacie żeglarskim.

Zadanie niełatwe, gdyż tort miał być na 30 osób. W prawdzie pani w cukierni powiedziała, że na 30 osób wystarcza 3 kg tortu, ale mnie to nie przekonało.

Ostatecznie zdecydowałam się na okrągłą formę (30 cm średnicy) z małym piętrem (18 cm średnicy). Z dolnej warstwy powinno wyjść 24 porcji (16 + 8) , a z górnej 8 porcji. Schemat krojenia przedstawiam poniżej.


Ostatecznie wyszło ok 5 kg tortu i moim zdaniem ma to szanse wystarczyć na 30 osób. 

Tort był na biszkopcie (z tego przepisu), z nasączeniem cytrynowym. 
Warstwy to:
  • biszkopt
  • krem z serka (tak jak tutaj)
  • biszkopt (po jednej stronie posmarowany dżemem porzeczkowy i tą stroną położony na warstwie z serkiem)
  • kajmak
  • biszkopt
  • krem z serka
  • biszkopt (po jednej stronie posmarowany dżemem porzeczkowy i tą stroną położony na warstwie z serkiem)
Na jeden duży biszkopt i jeden mały (każdy do przekrojenia na 3 blaty) użyłam:
  • 20 jajek
  • 40 łyżek cukru
  • 20 łyżek mąki pszennej (płaskich)
  • 20 łyżek mąki ziemniaczanej (płaskich)
  • proszek do pieczenia (ok 1 łyżeczki)
Masę (trzeba wziąć dużą miskę bo jest jej na prawdę sporo) wlałam do dwóch blach i piekłam w 180 stopniach ok 40-50 minut . 

Biszkopty kroiłam za pomocą nitki, po wystudzeniu, na 3 blaty. 

Do kremu z serka użyłam:
  • 800 gram serka
  • kostkę miękkiego masła
  • kilka łyżek cukru pudru(do smaku)
  • sok z cytryny
Kajmak to 2 ugotowane puszki mleka skondensowanego słodzonego. 

Najdłużej zajęło mi zrobienie ozdób. Żaglówki są z lukru plastycznego, a woda z lukru, do którego użyłam:
  • 4 białka
  • ok 800 -1000 gramów cukru pudru
  • niebieski barwnik
Białka trzeba ubić na bardzo sztywną pianę, potem stopniowo dodawać cukier, na końcu barwnik. Mój lukier miał konsystencję gęstego cementu:)
Na koniec nałożyłam pędzelkiem cieniowanie.

I o to efekty:





Tort zmienił już właściciela. Oczywiście został zrobiony dzień wcześniej, żeby warstwy dobrze się ułożyły.

środa, 9 marca 2011

Muffinki jabłkowo-marchewkowe

Zapowiadało się pięknie...

Ale od początku. W amoku kupiłam dziś ciut za wiele jabłek. Więc uznałam, że dobrze będzie, jeśli część przeznaczę na jakiś miły wypiek. 
Na szarlotkę nie miałam ochoty, rogaliki- za dużo roboty... (nawet się rymuje).

W koszyczku na warzywa leżała sobie marchewka więc postanowiłam wykorzystać znany i lubiany przepis na ciasto marchewkowe. Kilka lat temu znalazłam ten przepis w Wysokich Obcasach. Do muffinek zrobiłam mniejszą porcję. 




Składniki suche

  • 1 i 3/4 szklanki mąki
  • 1,5 łyżeczki cukru
  • 0,5 łyżeczki sody
  • sól
  • przyprawy- cynamon, imbir
Składniki mokre (i cukier)
  • 3 jajka
  • 3/4 szklanki oleju 
  • 150 gram cukru
  • esencja waniliowa
Oryginalny przepis zakłada 2 szklanki drobno startej marchewki. Ja dodałam:

  • ok 1 szklanka startej marchewki
  • 3 starte i odciśnięte duże jabłka 

Składniki mokre i cukier mieszamy, dodajemy składniki suche, a na końcu starą marchew i jabłko. 
Ja wyrabiałam zwykłą trzepaczką.

Piekłam w silikonowych foremkach, w 180 stopniach ok 20-30 minut. Mi wyszło 6 dużych i 7 małych muffinek.




No i tu zaczęły się schody, bo do tego wszystkiego wymyśliłam sobie, że ozdobię je kremem maślano-śmietankowym. Ciasto zazwyczaj polewam taką masą jak w tym przepisie. Stwierdziłam, że serek zastąpię śmietaną i wyjdzie mi gęsty krem. 

Myliłam się. 

Nie pomogło chłodzenie, dodawanie żelatyny ani cierpliwość. Krem został przemianowany więc na polewę. 
I dla komfortu psychicznego wmawiam sobie, że tak miało być:) 

Można je też ozdobić lukrem lub białą czekoladą. Ja użyłam dodatkowo cukrowych perełek



Muffinki mają ciekawy smak. Jeśli ktoś nie próbował ciasta z marchewką to oznajmiam, że marchewki nie czuć. Jej zadaniem jest dać wilgoć i kolor. Dzięki startym jabłkom ciasto jest jeszcze wilgotniejsze. Nie można powiedzieć o nim, że jest bardzo puszyste i lekkie. Raczej wilgotne i zbite.
Podczas pieczenia muffinki nie rosną jakoś drastycznie, więc chcąc mieć "kapelusz" nalałam (a raczej nałożyłam łyżką) prawie pełne foremki. 

Można dodać też 2 łyżki kakao. Ta wersja odpowiada mi nawet bardziej niż ta z imbirem. Ale co kto lubi. 

I teraz pytanie- kto to wszystko zje??? 

sobota, 5 marca 2011

Gdzie zjeść- bistro "Zaraz wracam".

Podczas jednego ze spacerów ul. Piotrkowską postanowiliśmy odwiedzić znane nam z opowiadań "Zaraz wracam" (Piotrkowska 101)

Doszły nas słuchy o tartach, że miło, że smacznie... no to weszliśmy.

1. Wystrój


Spodobał mi się. Bardzo lubię idee "zbierania" różnych mebli, niekoniecznie od kompletu.  Wnętrze eleganckie, ale na luzie, bez zadęcia. Usiedliśmy przy małym stoliku... i co dalej?


2. Karta menu


...szybko doszliśmy do wniosku, że skoro nie ma kart, to znaczy, że zamawia się przy barze.  Na tablicy wypisane są dostępne dania. Pomysł bardzo udany, przynajmniej wiemy, że to co jest, jest przygotowywane na bieżąco. Nie ma nic bardziej smutnego niż wielka karta z której 3/4 dań to smętne mrożonki. 


Akurat trafiliśmy na zestaw tarty i sałatki...


3.  Jedzenie


... i oczywiście trudno się było zdecydować. W końcu wybór padł na tartę lotaryńską i z kurczakiem i serem. Do tego sałatka z mango. I herbata. 


Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było to, że herbata została podana w dużym dzbanku. Mimo, że zamówiliśmy jedną, dostaliśmy pełny dzbanek i dwie filiżanki (swoją drogą bardzo ładne).  Ucieszyło mnie to, bo uważam, że herbata w dzbankach powinna być standardem (a nie na wpół zimna woda w malutkiej filiżance podawana z torebką). 


Na jedzenie nie trzeba było długo czekać. Każde z nas dostało ok 1/4 tarty z dodatkową sałatą lodową z dressingiem. I do tego mała miska sałatki. 
Tary były na prawdę smaczne,  tylko jak dla mnie porcje są nieco za małe.  Na lunch czy podwieczorek ok, ale gdybym była bardziej głodna to bym się nie najadła. Dobry dressing do sałaty. 
Sama tarta dobrze upieczona, smaczne ciasto, pyszny farsz. 


Sałatka z mango, kurczakiem i chili  nas niestety rozczarowała- mango było niedojrzałe, kurczak zimny, a dressingu zabrakło.  W dodatku jak za cenę kilkunastu złotych porcja była maleńka. Ale to była jedyna wpadka, więc możemy ją wybaczyć


4. Podsumowanie


Generalnie miejsce bardzo fajne, jednak nie tanie. Rachunek za 2 osoby na prawie 50 zł za lekki lunch to jednak (moim zdaniem) sporo. Chciałabym wybrać się tam jeszcze kilka razy i spróbować innych dań, bo myślę, że warto.  

czwartek, 3 marca 2011

Tłusty czwartek nie tak tłusty:)

Na początek herezja. Osoby wrażliwe proszone są o zamknięcie oczu i pominięcie następnego zdania.

NIE LUBIĘ PĄCZKÓW. ANI FAWORKÓW. ŻADNYCH SŁODKICH PRZYSMAKÓW SMAŻONYCH W GŁĘBOKIM TŁUSZCZU.

Z pączka mogę wyjeść marmoladę i zlizać lukier.

Dlatego szukałam alternatywy na dzisiejszy dzień, żeby jednak tradycji stało się zadość.
Z pomocą jak zwykle przyszedł blog Dorotus i wspaniały przepis na muffinki pączkowe:)



Tym razem przepis zmieniłam tylko troszeczkę, bo po prostu zrezygnowałam z cynamonu.

Ale zaczniemy od początku...

Wczesnym rankiem, jeszcze w szlafroku udałam się do kuchni. Kolejność jak co dzień rano- guzik laptopa, woda na kawę. A dzisiaj dodatkowo piekarnik, termoobieg na 180 stopni.

Otworzyłam wyszukany dnia poprzedniego przepis (zasypiałam myśląc o nim) i za towarzystwo mając poranną kawę zabrałam się do robienia porannych muffinek.

Sprawa była bajecznie prosta:

Składniki suche:


  • 1 i 1/3 szklanki mąki
  • pół szklanki cukru
  • 1, 5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
Składniki mokre:

  • 1/3 szklanki oleju
  • 2/3 szklanki mleka
  • jedno jajko
  • esencja waniliowa
Składniki suche wymieszać z mokrymi- łyżką lub trzepaczką do mieszania.

Foremki do muffinek napełnić do połowy. Nałożyć nadzienie (u mnie wiśnie z dżemu). Dopełnić ciastem. Muffinki wyrastają, ale nie jakoś szalenie, więc jak ktoś lubi z górką to ciasto powinno wypełniać ok. 3/4 foremki. Użyłam foremek silikonowych i papilotek papierowych (na próbę). Przy papierowych papilotkach lepiej, żeby nie było za pełno, bo się rozleją:) 
Piekłam ok 20-25 minut, 180 stopni z termoobiegiem, nie za wysoko, żeby góra się nie spiekła za szybko

I teraz finisz:)

Jeszcze gorące muffinki powyjmowałam z foremek i papilotek (bez problemu odeszły) i same kapelusze obtoczyłam w rozpuszczonym maśle i drobnym cukrze



Cukier miałam zwykły, więc rozdrobniłam go w moździerzu. 

A potem jeszcze ciepłe muffinki zaniosłam do łóżka mojemu mężowi (czekam na rewanż). 
Muszę powiedzieć- przepis jest fantastyczny, mufinnki wychodzą cudowne i szybko się kończą. Po południu piekłam drugi rzut.
Dodam tylko, że na próbę zrobiłam też z kajmakiem- owszem, dobre, tylko jeśli nadzienie jest zbyt płynne to w muffinkach zachodzą procesy endogeniczne efektem czego była mała erupcja nadzienia:) Jednak coś tam w środku zostało. Mi bardziej smakowały z wiśniami, bo z kajmakiem są na prawdę słodkie. 








środa, 2 marca 2011

Ciasto potrójnie czekoladowe...

Czyli trzy razy więcej przyjemności.



Kiedyś wieczorem naszła mnie chęć na ciasto czekoladowe. Godzina była już późna, więc zależało mi na szybkim cieście... Dlatego postanowiłam wykorzystać przepis na najprostsze muffinki na świecie. Nie trzeba nawet wyciągać miksera... Przepis pochodzi z programu Nigelli "Feast" i jest dobrze znany większości muffinkożerców:)

Składniki suche

  • 250 gram mąki
  • 2 łyżeczki (płaskie) proszku do pieczenia i pół łyżeczki sody
  • 2 łyżki kakao 
  • 175 gram cukru pudru (ja dodałam ok 150 gram zwykłego)
Składniki mokre

  • 90 ml oleju (ja dodałam ryżowego, powinien być jak najbardziej neutralny w smaku)
  • 250 ml mleka (ja dolałam ok 300)
  • 1 jajko
  • łyżeczka ekstraktu z wanilii
Oddzielnie mieszamy składniki suche i mokre. Potem wlać mokre do suchych i wymieszać aż składniki się połączą. 

I tu nadeszła pora na małe modyfikacje:)

Ja do gotowej już masy wlałam jeszcze 2-3 łyżki roztopionej czekolady mlecznej i pomieszałam. 

Potem przelałam całość do okrągłej formy o średnicy 18 cm. Posypałam wszystko grubo pokrojoną czekoladą


Jakby tego było mało, zostało mi jeszcze trochę roztopionej czekolady. Niewiele myśląc wylałam ją na ciasto i końcem łyżki zrobiłam ósemki, żeby pomieszała się z ciastem. Przed wstawieniem do piekarnika wyglądało to tak:




Włożyłam do nagrzanego piekarnika (200 stopni, bez termoobiegu). I czekałam, co z tego wyrośnie:)

Owszem, szybko zaczęło rosnąć, ale szybko okazało się też, że wysoka temperatura nie jest dobra dla czekolady na górze. Dlatego po ok 15-20 minutach przykryłam wyrośnięte już nieco ciasto folią aluminiową. 

Trzeba powiedzieć, że ciasto piecze się dość nierówno- szybko na spodzie (zwłaszcza, że część czekolady spływa na dno) i na górze, a wolno dochodzi w środku. Dlatego trzeba patrzeć, pilnować i sprawdzać patyczkiem. 

Po upieczeniu (u mnie zajęło to ok 50 min.) ciasto musi ostygnąć. 
Na koniec pokryłam je masą czekoladową ( do rozpuszczonej i schłodzonej lekko, gorzkiej czekolady dodajemy ubitej śmietanki  36% i mieszamy). 

Całość musi chwilę posiedzieć w lodówce, aż masa zastygnie. Ja zdjęcia robiłam jak była ona jeszcze półpłynna:) 



Jak widać, ciasto w geologiczny sposób poprzetykane jest intruzjami z czekolady:) Jest wilgotne i dość zbite.


I specjalne podziękowania dla Joanny  za piękne, cukrowe serduszka przywiezione z Zachodniego Mocarstwa:) 



poniedziałek, 28 lutego 2011

Przedsmak... placek z owocami

Jak pewnie każdemu, zima mi się już znudziła.

Dlatego w ramach przypomnienia tego, co nas czeka latem.
Najłatwiejszy i najlepszy na świecie placek z owocami .


Przepis na ciasto jest bardzo prosty:

  • 5-6 jajek (zależy od wielkości)
  • 3/4 masła
  • 1/5 szlk. mązki
  • 1 łyżeczka płaska proszku do pieczenia
  • 3/4 szklanki cukru (jeśli ktoś lubi bardziej słodkie ciasta to więcej)
  • łyżeczka esencji waniliowej (może być cukier waniliowy)
Całe jajka ucieramy mikserem z cukrem na białą puszystą masę. Dodajemy przesianą mąkę z proszkiem , rozpuszczone, przestudzone masło i wanilię. 

Ciasto przelewamy do wysmarowanej formy. Na wierzchu układamy owoce (dowolne). 




Wsadzamy do piekarnika na ok 45 min (lub do suchego patyczka), 180-200 stopni, bez termoobiegu. 

I tyle. Łatwy i pyszny lekki placek. Dodam, że dla mnie jest antyzakalcowy. Zdarzyło się, że przez nieuwagę wyciągnęłam za wcześnie. Wystudziłam, ukroiłam kawałek a w środku było lekko płynne. 
Niewiele myśląc wsadziłam do piekarnika jeszcze na 15 min. I nie dość, że się upiekło, to jeszcze wyrosło.
Ale lepiej sprawdzać patyczkiem:) 





Ja robię je z malinami, jeżynami, truskawkami, śliwkami, jabłkami, gruszkami... zdarzyło się z ananasem z puszki i też wyszło dobre:) 

Pozostaje czekać na owoce. 





niedziela, 20 lutego 2011

Ciasto z musem jabłkowym

Czy to ciasto, czy nie ciasto, myślcie sobie jak tam chcecie, a jak przeto wam powiadam- jeszcze jabłka są na świecie:)

Udało mi się kupić kwaśne jabłka, więc zabrałam się za wyszukiwanie inspiracji. Oczywiście niezastąpiony okazał się blog Dorotus i ten przepis.

Zainspirowana zabrałam się do pracy. Już na wstępnie odkryłam, że mąki ziemniaczanej zostało mi już na dnie i pewnie nie starczy, i że śmietana którą na chwilkę włożyłam klika dni temu do zamrażarki (żeby schłodzić przed ubiciem) nadal tam jest. I że nie nadaje się już do niczego.

Ale stwierdziłam, że jakoś dam radę.

I tak zrobiłam:

Biszkopt:
2 jajka, 1/3 szkl. cukru, jedna łyżka mąki ziemniaczanej (tyle mi się udało wyskrobać) i 60 gram mąki pszennej. Białka ubiłam z cukrem, dodałam żółtka, a potem delikatnie połączyłam z mąką. Dodałam też 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia (asekuracyjnie).

Upiekłam w okrągłej blaszce (21 cm), ok 20 min.

Mus- tak jak w przepisie od Dorotus, tylko "na oko" :) Jabłka ugotowałam w małej ilości wody, dodałam trochę (na prawdę trochę, chciałam, żeby kwaśne były) cukru i żelatynę. Odłożyłam do wystudzenia.

Krem- jak już wspomniałam z bitej śmietany nic nie wyszło. Ale to i dobrze, bo mi do tego musu bardziej pasował krem z serka.

450 gram serka Twój Smak (może być Ulubiony, czy inny tego typu), trochę ponad 1/2 kostki miękkiego masła, cukier puder wedle upodobań i sok z cytryny.

Serek ucieramy z masłem, jak się połączą powoli dodajemy cukier puder. Aż będzie słodkie. W międzyczasie   doprawiamy sokiem z cytryny. Dzięki temu ten krem jest leciutko słonawy (od sera), ale też słodki i cytrynowy. Ja dosypałam jeszcze wiórków kokosowych, żeby nie było zupełnie kremowe.

Wystudzony biszkopt nasączyłam (woda+ cukier+ sok z cytryny + wódka). Wyłożyłam na to mus jabłkowy, a jak się trochę ścięło na samą górę krem.



I tu uwaga: MUSI to poleżeć minimum kilka godzin. Wtedy biszkopt jeszcze trochę przeniknie wilgocią z jabłek a reszta się ułoży i stężeje.

Niestety, nie zdążyłam obfotografować ciasta dokładniej, bo zniknęło bardzo szybko jak mnie nie było w domu:) Dobrze, że zdążyłam zrobić chociaż to zdjęcie. Na szczęście udało mi się też spróbować.

Latem nastawiam się na wersję z musem truskawkowym albo cytrynowym.

niedziela, 13 lutego 2011

House of Sushi

Jak sama nazwa wskazuje- tym razem sushi.

Jedna z kilku na Piotrkowskiej, trzecia z której jadłam sushi (dwie odwiedziłam, z jednej miałam okazję spróbować "na wynos".

Od razu powiem- uwielbiam sushi. Po prostu na prawdę bardzo, ale to bardzo mi ono SMAKUJE. Ale ekspertem nie jestem. Nawet nie jestem znawcą. Po prostu BARDZO LUBIĘ.

Jako, że tanie nie jest, zazwyczaj jemy je "z okazji". Tym razem urodzinowo padło na House of Sushi (Piotrkowska 89).

1. Wystrój.

Najpierw może lokalizacja- jedno z ładniejszych "piotrkowskich" podwórek. Po renowacji, zadbane i czyste.
W środku bardzo w stylu sushi (jeśli tak można to nazwać). Czyli bez zbędnych ozdób, prosto, z nawiązaniem do stylu japońskiego. Duży plus za telebim na którym leciał czarno-biały japoński film o samurajach:) Tylko bez głosu, ale to nie przeszkadzało, bo i tak wiadomo było, że wszyscy na końcu umrą. Dało się to wywnioskować z tragicznych min i gestów- oczywiście się nie pomyliliśmy. Ale klimat był.

Muzyka nie japońska (niestety), ale nie za głośna i znośna.

2. Karta menu

Prosta, ze ściągą, która bardzo się przydaje do rozszyfrowania menu jeśli ktoś nie zna się na sushi.
Oferta bardzo dobra. Świetnie skomponowane zestawy, co pozwoliło szybko się zdecydować.
Oprócz sushi oferowane są także dania główne, oraz przystawki, sałatki, makarony. My jednak przyszliśmy na sushi:)

Zabrakło mi w karcie wina, ale wiem, że jest. Tylko pytanie dlaczego nie ma go w karcie. Nie dopytywałam bo tym razem na wino nie miałam ochoty.

3.  Jedzenie


Na początek wzięliśmy przystawkę- jedną na pół. Szaszłyki krewetkowe- dla każdego po jednym, na każdym 3 krewetki i warzywa. Muszę powiedzieć- bardzo smaczne! Warzywa (papryka i cebula) chrupiące, krewetki pyszne, a dressing wyśmienity! Lekko słodki, sezamowo-sojowy. Polecam. 


Potem przyszedł czas na In-Yang Sushi Set (nr 5). Trochę czekaliśmy (ok 40 min. o czym kelner nas uprzedził już na początku)  Jednak dzięki przystawce i herbacie którą zaproponował czas minął szybko. 


Nie mam się do czego przyczepić. Podczas podawania zestawu osoba podająca powiedziała co jest czym i co jest w czym:) Jaka ryba, co w środku itp. Dla mnie super. 


Było bardzo dobre. Sushi się nie rozpadało, ryba była świeża i pyszna.  


Do tego piliśmy wiśniową herbatę- pasowała idealnie. 


SPOSÓB PODANIA- przy sushi ceremonia podawania jest bardzo ważna. Jak już wspomniałam bardzo podobało mi się, że podczas podawania zostało powiedziane co jest czym. Zabrakło mi tylko jednej rzeczy- zazwyczaj przed posiłkiem spotkałam się w knajpkach z sushi z podawaniem ciepłych ręczników do wytarcia rąk.  Uważam, że to dobry zwyczaj i szkoda, że tutaj ograniczono się do papierowych serwetek. 




4. Serwis


Nie wiem, czy my tak dobrze trafiliśmy, ale to był jeden z najlepszych kelnerów z jakim miałam do czynienia. Serwis był BEZ ZARZUTU! Widać było, że kelner zna się na tym co podaje, potrafi doradzić a przy tym nie był znudzony tylko sprawiał wrażenie, że lubi tę pracę a z doświadczenia wiem, że to trudna sztuka:)  Nawiązywał z nami kontakt, nie ograniczał się tylko do przyjęcia zamówienia i recytacji "dzisiaj polecamy...". A jednocześnie nie był natrętny, nie stał nam nad głową. 


5. Podsumowanie


Wyszyliśmy bardzo zadowoleni i najedzeni. Na deser nie starczyło już miejsca, ale może następnym razem, gdyż trzeba przyznać, że nazwy deserów brzmią imponująco. Na pewno jeszcze wrócimy. Pewnie w niedzielę, bo poinformowano nas, że powiększają wtedy zestaw o połowę:) Najwyżej zabierzemy do domu...


Polecam!



środa, 9 lutego 2011

Kto ukradł jabłka- ja się pytam!

Jest zima i trochę zdołałam się do tego przyzwyczaić. Im dłużej jednak trwa, tym bardziej tęsknię za dobrymi, aromatycznymi warzywami i owocami. Królestwo za pomidora! Albo za koszyczek malin, miseczkę truskawek czy kobiałkę jeżyn.

Do tej pory zimy udawało się przetrwać bo ratowały mnie cytrusy i jabłka.
Albo ja mam pecha, albo zapomnieli w tym roku przywieść do Polski dobrych mandarynek. Udało mi się takowe kupić może ze dwa razy. Z pomarańczami nie lepiej.

Ale najbardziej nurtuje mnie pytanie- GDZIE SĄ JABŁKA???



Co się stało z dobrymi, znanymi mi odmianami. Gdzie renety, papierówki, jaśniepańskie. Nawet lubiana przeze mnie gala jest jakaś mała i niesmaczna.

Wszystkie jabłka smakują teraz tak samo- są ziemniaczane, nie pachną, nie nadają się do jedzenia na surowo, od biedy do szarlotki.

Może na większych rynkach (jak np bałucki w Łodzi) coś by się znalazło, ale w warzywnych sklepach i na małych straganach bida i posucha.

Ja tego nie rozumiem.





Powyższe zdjęcia to jeszcze wczesnojesienne jabłka z działki. Takie jak trzeba, w sam raz do wypieków.
A teraz- ani widu, ani słychu...


Jeżeli ktoś wie, GDZIE MOGĘ KUPIĆ DOBRYCH, TWARDYCH, SŁODKICH lub KWAŚNYCH JABŁEK- niech da znać:)

Na pocieszenie:

Jabłkowe kruche rożki


Przepis na ciasto:

  • kostka masła
  • 250 gram serka homogenizowanego (waniliowy)
  • 2,5 szkl. mąki krupczatki
Masło rozbijamy w mikserze i łączymy z serkiem. Wyrabiamy z mąką. Zostawiamy w lodówce na 2 godziny.

Jabłka kroimy w kostkę, zasypujemy cukrem.

Ciasto wałkujemy, tniemy na kwadraty, na każdy kładziemy trochę jabłek, zlepiamy i pieczemy w ok 180-200 stopniach, aż będą rumiane.

Lukrujemy. 




 



sobota, 5 lutego 2011

Ozdoby na tort z czekolady (część 1.)

Lukier plastyczny jest bardzo dekoracyjny, ale nie da się ukryć, że jest to prawie sam cukier. Dlatego smakowo dużo bardziej odpowiada mi pokrywanie tortów czekoladą.

Najprostszym sposobem jest oczywiście zrobienie polewy, lub polanie tortu czy ciasta rozpuszczoną czekoladą. W efekcie wygląda ono tak, jak na zdjęciu poniżej.



Ale czasami zależy mi na szczególnym wyglądzie. Wtedy robię takie przybranie z czekolady:





W brew pozorom nie jest to bardzo trudne, jednak wymaga trochę wprawy i szybkości w działaniu. Niestety nie jestem sama w stanie sfotografować tego procesu, gdyż podczas robienia tej ozdoby potrzebuję wszystkich moich rąk, a poza tym zwyczajnie nie ma na to czasu. 
W skrócie wygląda to tak, jak na filmie instruktażowym poniżej (od ok 44 sekundy). 




Jedyna różnica polega na tym, że taki płat zastygłej czekolady nakłada się dookoła tortu. Tort wcześniej należy posmarować cienką warstwą kremu maślanego lub np nutelli, żeby czekolada lepiej się trzymała. Nie polecam bitej śmietany, bo może rozpuścić czekoladę. 

Takie przybranie można posypać kakaem lub cukrowymi perełkami 




Pomniejsze ozdoby robię z czekolady plastycznej, ale jej poświęcę cały wpis w kolejnej części "ozdób z czekolady".